wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 13. + THE END.

''Mówili mi gdy byłem małym dzieckiem
mówili mi, że życie w niebie jest piękniejsze.''

Patrzyłem na bezwładnie opadające ciało Louisa. Zsuwał się wzdłuż ściany lądując na podłodze bez żadnych wskazówek na to,że w ogóle żyje. Przeraźliwy krzyk Gemmy rozległ się po całym korytarzu, kiedy zerwałem się by pomóc mojemu chłopakowi. Gdy dobiegłem do bruneta, chłopak mojej mamy patrzył centralnie na Nas podczas gdy Gemma trzymała go za rękaw koszuli.
- Ty skurwysynu! - syknąłem w jego kierunku bez żadnej skruchy czy jakiegokolwiek wyrazu szacunku.
- Harry! - moja starsza siostra momentalnie mnie skarciła.
- Nie broń go do cholery! - odkrzyknąłem i odwróciłem się w stronę Louisa.
- Z-zostaw g-go... - załkał cicho patrząc na mnie załzawionymi oczami. - M-ma rację. - jęknął łapiąc się gwałtownie za brzucho.
- Nie mów tak. - powiedziałem cicho, poprawiając jego włosy. Pomogłem mu delikatnie wstać i usiąść na jedno z krzeseł. Upierał się,że nie chce żadnego kontaktu z lekarzem więc zabrałem go do domu by trochę odpoczął. Całą drogę milczał opierając czoło o szybę.
- Lou, wszystko dobrze? - zapytałem delikatnie odrywając wzrok od drogi.
- Tak, nie przejmuj się. - posłał mi blady uśmiech. - Jestem tylko zmęczony. - dokończył i włączył radio. - Masz zamiar tam wrócić? W sensie, chciałbym pojechać tam z Tobą - mimo wszystko. - och, to takie słodkie. Poprawił grzywkę i wyczekująco patrzył w moim kierunku.
- Jasne,po prostu nie dzisiaj. Muszę to przemyśleć na spokojnie. - zrobiłem pauzę gasząc silnik przed naszym domem. - Pojadę tam rano.
- Rozumiem. - odpowiedział szybko i wyszedł z samochodu. Kiedy tylko wszedłem do środka poszedłem wziąć prysznic. Pomogło - minimalnie,ale pomogło. Poszedłem do sypialni bezwładnie opadając na łóżko. Nagle podniosłem się opierając ciężar ciała na obu łokciach i zobaczyłem mój pamiętnik. Podszedłem do Niego i zabrałem go z najwyższej półki - tam Lou nie dosięgał. Zaśmiałem się na samą myśl i biorąc do ręki długopis usiadłem ponownie na łóżku. Ciekawe czy umiem to jeszcze robić. Kolorowy zeszyt pokryty był dość sporą warstwą kurzu.

''Drogi... Kurwa miałem tak nie pisać. 
Pamiętniku, ta wiem,że jestem chujem bo obiecałem odezwać się wcześniej no,ale
* życie
* problemy
* monotonność
* miłość
nie pozwoliły mi na to.
Więc oto jestem - przelewając na Ciebie swoje ''kompleksy''.
Jak pewnie wiesz, moja matka leży w szpitalu. Lou oskarża się  o wszystko, a przecież to nie jest jego
wina!
Kocham go, kocham go całym sobą, ale co mam zrobić by w końcu uwierzył?
To,że ten ciężar ciąży na Nim przygnębia mnie.
Muszę coś zrobić.
Muszę.
Mam nadzieję,że niedługo się odezwę.
Mam również nadzieję,że z Lou wszystko się ułoży.
Harry."

- Hazz śpisz? - usłyszałem jego cichy głos gdy przekroczył próg naszej sypialni. Posłałem mu uśmiech i dyskretnie schowałem pamiętnik pod poduszkę. - Zrobiłem herbaty wiem,że lepiej Ci się po Niej śpi. - powiedział i podał mi gorący kubek.
- Dziękuję. - ucałowałem jego policzek. Położył się na łóżku i okrył się białą pościelą. - Boli Cię jeszcze? - zapytałem upijając łyk cieczy i kładąc się obok.
- Nie. - uśmiechnął się. - Nie martw się już. Jest ok. - zapewnił i mocno wtulił się w moją klatkę piersiową. Objąłem go ramieniem, a chwilę później obaj odpłynęliśmy w krainę Morfeusza.

***

Około trzeciej nad ranem zadzwonił telefon. Dzwonili ze szpitala i powiedzieli ,że moja matka stopniowo się wybudza. Spojrzałem na śpiącego obok mnie Lousia. Zastanawiałem się nad tym czy go budzić, ale po co skoro może tam pojechać jutro? Założyłem na siebie ciemny T-shirt i zszedłem na dół. Kiedy byłem już gotowy nalałem do szklanki soku pomarańczowego po czym szybko go wypiłem. Udałem się do korytarza, kiedy się schyliłem w celu założenia butów usłyszałem jego głos. 
- Chciałeś mi uciec? - odwróciłem się patrząc na Louisa który stał w samych dresach i z założonymi na piersi rękoma. 
- N-nie...Chciałem się po Ciebie cofnąć. - skłamałem, przygryzając dolną wargę. 
- Jasne. - wytknął mi język. - Zaczekaj chwilę. - siknąłem głową, a brunet zginął za framugą drzwi. Kiedy był gotowy, zabrałem kluczyki i wsiedliśmy do auta. Brunet cały czas na mnie patrzył. 
- Mam coś na twarzy? - zapytałem uśmiechając się. - Dzwonili ze szpitala. - dodałem szybko. 
- Tak wiem, słyszałem rozmowę. - odpowiedział uśmiechając się. 
- Jak to?
- Chciałem sprawdzić czy mnie obudzisz. Spaliłeś to! - jego śmiech wypełnił cały samochód. Spojrzałem w jego kierunku i delikatnie pochyliłem się by złożyć pocałunek na jego ustach. 
- Harry! - jego przeraźliwy śmiech zamienił się w paniczny krzyk. Usłyszałem trzask i momentalnie straciłem przytomność. Kiedy po jakimś czasie zacząłem ją odzyskiwać od środka mojej głowy odbijały się głośne sygnały karetki. Spojrzałem w kierunku Louisa, którego cała twarz pokryta była krwią. 
- Looo - jęknąłem za całych sił próbując poruszyć nogą. Całe moje ciało przeszedł niewyobrażalny ból. Moja noga - nie czułem jej. Zebrałem w sobie odrobinę siły, by odszukać jego rękę. Nie czułem nic. 
Żadnego tętna. Po moim policzku spłynęła łza. Usłyszałem coraz głośniejsze syreny. Zatrzymali się obok Nas. Popatrzyłem na niego po raz ostatni i ostatkami sił mocno się do Niego przytuliłem. 
- Bez Ciebie niema mnie. - powiedziałem cicho i pozwoliłem ociężałym powiekom opaść. 

Narrator. 

Żadne z Nich nie przeżył wypadku. Matka Harrego wybudziła się ze śpiączki po kilku dniach, po wieściach jakie dostała od swojej córki wpadła w depresję. Znienawidziła swojego partnera i na kilka tygodni pozostałą w szpitalu. Harrego i Louisa pochowano razem. W jednym grobie - przecież zawsze chcieli być razem na zawsze. 
I chodź ciężko było się z tym pogodzić - Gemma dzień przed pogrzebem znalazła pamiętnik Harrego. 
Przeczytała kilkanaście wersów odczytując w nim jedynie wątki o swojej osobie. Postanowiła oddać go prawnemu właścicielowi jakim był Louis. Styles swój pamiętnik prowadził dla Niego. 
Starsza siostra Harrego zauważyła,że tak samo jak pierwszy post ostatni nawiązywał do osoby Tomlinsona. 
Uśmiechnęła się przez łzy zamykając pamiątkę po bracie. 
Prowadziła ze sobą wewnętrzną kłótnię o zatrzymaniu jedynej wartościowej rzeczy po swoim bracie. 
Serce podpowiadało jej by zwróciła je temu do kogo należy i tak własnie zrobiła. 
Teraz Louis będzie mógł przeczytać każdy fragment o sobie - wszystkie myśli Harrego na spokojnie. 
A może On już to zrobił? 
Tego nie wie nikt. 
Nikt oprócz Niego. 
I oczywiście Harrego. 

_________________________
KONIEC! ♥ Jezu jakie to romantyczne <3333
Tak bardzo kocham Larrego! :O
Ten blog tylko i wyłącznie pomógł mi się 
wczuć w sytuację Stylinsona i to co mogą czuć ♥ 
I TERAZ JEDNO WIELKIE DZIĘKI! 
DLA TYCH KTÓRZY BYLI ZE MNĄ DO POCZĄTKU I TYCH KTÓRZY DOSZLI W POŁOWIE ♥ 
BARDZO WAS KOCHAM I DZIĘKUJĘ!
NA TĘ CHWILĘ 
mogę jedynie powiedzieć,że nie kończę z Larrym. 
Znając mnie niedługo coś jeszcze z Nimi napiszę ♥ 
I teraz ogromna prośba - 
PROSZĘ JEŻELI CZYTAŁEŚ/ŁAŚ 
TEGO BLOGA SKOMENTUJ. 
OBOJĘTNIE JAK - Z KONTA CZY ANONIMOWO 
BEZ RÓŻNICY. 
Chce zobaczyć ile osób czytało moje wypociny! ♥ 
JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ 
MIŁEGO ŻYCIA!
SKARBY KOCHANE  ♥ :* 

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 12.

- Louis...Lou skarbie. - odwróciłem się i ujrzałem tak dobrze znaną mi kobietę. Moją matkę. Stała przodem do mnie delikatnie uśmiechając się w moim kierunku.
- M-mama? - za jąkałem się patrząc na moją rodzicielkę. Skinęła głową i zaczęła przybliżać się w moim kierunku podając mi swoją rękę. Niepewnie złapałem ją i poczułem silny napływ energii? 
Dziwne uczucie. - Co się dzieje? - zapytałem ale Ona tylko dalej się uśmiechała. 
- Lou, skarbie... Teraz musisz być przy tym chłopaku - musisz go wspierać... - powiedziała mierzwiąc swoją drugą ręką moje włosy. - Jestem z Ciebie taka dumna synku - szepnęła cichutko, patrząc w moje oczy.- Bardzo Cię kocham... 
- Mamo! - krzyknąłem kiedy nagle zaczęła się oddalać. - Mamo! - powtórzyłem,ale Ona tylko się odwróciła posyłając mi najszczerszy uśmiech świata. Wszystko co robiła to uśmiechała się.
- Musisz go wpierać... - powtórzyła i rozmyła się - dosłownie. Pękła jak bańka mydlana. 
- Mamo, nie odchodź... - zaszlochałem upadając na kolana. 

Przerażony otworzyłem szeroko oczy. Lampa na środku korytarza migotała wydając wkurzający dźwięk. Odwróciłem głowę w prawo i zobaczyłem Harrego który spał na krześle obok mnie. Obejmowałem go ramieniem. Wziąłem delikatnie rękę i wstałem z miejsca. Styles nadal spał. Pokierowałem się do sali w której leżała matka Harrego. Popatrzyłem przez dużą szybę jak monitory powolnie pikają mówiąc, że w tym momencie wszystko jest w porządku.
- Uhh, Pan?
- Tomlinson. - odpowiedziałem siwemu mężczyźnie który wyrósł obok mnie znikąd.
- Gdzie jest syn tej kobiety? - zapytał mając na myśli Harrego. Tak z pewnością go zapamiętał, Harry o mało go nie zabił.
- Śpi. - rzuciłem pokazując głową w kierunku śpiącego Stylesa.
- Może pan do niej wejść. Jest w śpiączce - być może bardzo długo w niej pozostanie.
- Jak długo? - zapytałem.
- Tego nie wiemy... Godzinę, dwie... dzień, tydzień, miesiąc a nawet rok.
- Rok? - pisnąłem patrząc na doktora. - Ona nie może być w śpiączce rok. - powiedziałem tak jakby ''oburzony''?
- Przykro mi. Takich wypadków jest strasznie wiele... Najdłuższa śpiączka trawa siedem i pół roku.  otworzyłem usta, ale nic nie powiedziałem. Ona nie może tego zrobić Harremu, po prostu nie może.
- Więc... mogę tam wejść?
- Tak, proszę. Tylko niezbyt długo. - powiedział i posyłając mi pokrzepiające spojrzenie odszedł.
Moje oczy powędrowały na śpiącego loczka, jednak ja najpierw sam chciałem z nią porozmawiać... Przeżyłem to już - wiem jak wielkie znaczenie mają słowa. Wszedłem do środka i delikatnie zamknąłem za sobą drzwi. Przytargałem małe krzesło z drugiego końca sali i usiadłem na nim. Popatrzyłem na jej zmęczoną twarz, i to jak jej klatka delikatnie unosi się i upada. Jak człowiek może spać osiem lat?
- Hej mamo? - bardziej zapytałem niż powiedziałem. - Wiem, że to może dość dziwne dla Ciebie i... i dla wszystkich, ale ja naprawdę kocham Twojego syna i j-ja... ja nie chcę go stracić. - mówiłem trzymając jej dłoń.- Wiem ile dla niego znaczysz i ja już to przechodziłem - nie życzę mu tego, On może się nie pozbierać. Bo wiesz, naprawdę jesteś dla niego najważniejsza - nawet jeżeli postąpił inaczej i ja... ja wiem, że Ty mnie słyszysz i być może w tym momencie masz ochotę mi przywalić albo kopnąć mówiąc, że jestem śmieciem   i nic nieznaczącym bachorem który niszczy życie Twojego syna, ale proszę... proszę uwierz mi kocham go i wiem,że Ty też... Jesteś - zaciąłem się kiedy jej tętno gwałtownie podskoczyło. - Jesteś dla niego najlepszą matką świata i po prostu... nie zostawiaj go, bo jesteś mu naprawdę potrzebna... - dokończyłem a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza która chwilę później była na dłonie Annie. - Zaufaj mi, a ja Cię nie zawiodę... I pamiętaj... nieważne co by się działo zawsze będę go kochał.
- Louis? - usłyszałem za sobą zaspany głos Harrego i momentalnie puściłem jej dłoń. - Co tu robisz? - zapytał podchodząc bliżej.
- Och, już nie śpisz? - zapytałem posyłając mu uśmiech.
- Nie - odwzajemnił gest. - Długo tu siedzisz?
- Nie - odpowiedziałem krótko. - kilka minut.
- Miło... chyba. - ukucnął obok mnie i spojrzał na swoją śpiącą matkę. - Nawet do mnie nie dociera to co się stało i to, że Ona może się nie obudzić... tylko nadal zastanawia mnie dlaczego jechała do nas.
- Tak. - potwierdziłem a chłopak przerzucił swoje spojrzenie na mnie. - Też mnie to zastanawia. - Harry wstał a ja powtórzyłem po nim i chwilę później staliśmy w ciszy.
- Gemma dzwoniła - Harry przerwał dzielącą nas ciszę. - Zaraz dojadą. - dodał po chwili.
- Masz ochotę na kawę? - zapytałem a Harry lekko skinął głową. Chłopak usiadł na krześle a ja udałem się do maszyny z kawą. Wpuściłem drobne i czekałem aż kubek wypełni się gorącą cieczą. Wystukiwałem palcami nieznajome mi dźwięki, aż w końcu doczekałem się. Wziąłem dwa kubki i ponownie zacząłem kierować się w stronę poprzedniej sali. Nagle moim oczom na końcu korytarza ukazała się Gemma za zaraz za nią chyba ojczym Harrego.
- To Twoja wina gówniarzu! - słyszę i chwilę później kawa rozlewa się na ziemi, a ojczym Harrego popycha mnie na ścianę.

____________________

Hej, hej! x 
Powracam do Was ♥ 
Wakacji miłych życzę Wam sialalalala ♥ 
Kochani Moi! x Dziękuję za komentarze <3
Lots of Love! x :*:*:*:*

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 11.

- Harry, to nie może być prawda... Inaczej Cię wychowałam. Synku, to tylko chwilowe. - podeszła  bliżej i zaczęła  gładzić mój policzek. Zrobiłem krok w tył. Zrobiliśmy. Lou cały czas trzymał mnie za rękę, co chwilę ściskając mocniej by dać mi do zrozumienia, że mnie wspiera. - Przecież Ty miałeś dziewczynę Harry, byłeś taki szczęśliwy.
- Nie matko, to Ty byłaś szczęśliwa. My nie byliśmy nawet razem.Znaczy praktycznie byliśmy, nie kochaliśmy się, bo mnie po prostu kobiety nie pociągają. Ale my... - nie dokończyłem, bo uderzyła mnie w twarz. Moja matka. Ta która mnie  urodziła, która mnie wychowała, ta która mówiła, że będzie mnie wspierać - spoliczkowała mnie za moją orientację. Chciałem znać prawdę i właśnie ją poznałem.
- Nie jesteś moim synem.Nie tym którego wychowałam. Wychowywałam go na człowieka normalnego szanującego kobiety, nie na...na Ciebie. - mówi, a ja czuję jak łzy cisną mi się do oczu.
- Więc po co tyle lat wpajałaś mi, że trzeba szanować innych ludzi? - krztuszę się łzami i nadmiarem emocji.- Po co mówiłaś, że będziesz mnie wspierać? Na cholerę okłamywałaś mnie tyle lat! - krzyczę i wierzchem dłoni ścieram łzy spływające po moim policzku. Odwracam się na pięcie i już mam zamiar wsiadać do samochodu kiedy kobieta ponownie się odzywa.
- Jeżeli teraz odjedziesz stracisz matkę. - krzyczy płacząc.
- Jeżeli myślisz,że wygrasz szantażując mnie to jesteś w ogromnym błędzie! Każesz mi wybierać? Wybierać pomiędzy osobą którą kocham nad życie i osobą która mi je dała? Jesteś szalona!
- Harry! - krzyczy, ale ja już nie chcę jej słuchać. Wsiadamy do samochodu. Louis siedzi cicho. Do mojej ''matki'' podbiega mój ojczym. Łapie i mocno ją przytula.
- W tym domu niema już dla mnie miejsca Lou. - mówię i słyszę jak chłopak cicho szlocha.
- Zawróć Harry, błagam Cię zawróć i ratuj swoją rodzinę...
- Teraz Ty jesteś moją rodziną Lou...

***

'' Tak własnie zaczęło się istne piekło na ziemi. 
Rozumiesz to? Moja matka - Ona tak po prostu chce wymazać mnie ze swojego życia. 
Nie jestem wystarczająco dobry by to pojąć.
Jej wzrok i łzy - patrzyła na mnie jak na potwora. 
Szesnaście lat ze mną i nie zauważyła,że jestem inny,
robiła wszystko by szło po jej myśli i doczekałem się tego. 
Zniszczyła mi życie, zniszczyła je doszczętnie, ale ja się nie poddam.
Mam zamiar je odbudować.
Harry.''

- Skarbie wychodzę. - Lou wchodzi do pokoju a ja zamykam pamiętnik. - Jeszcze z Nim nie skończyłeś? - uśmiecha się mając na myśli mój zeszyt. 
- Tak wyszło. - całuje mnie w policzek i zabiera kurtkę z oparcia kanapy. - Kiedy wrócisz?
- Niedługo. - uśmiecha się poprawiając włosy. - Muszę tylko skoczyć na chwilę do firmy by oddać papiery, wpadnę do Tobiego,żeby przekazać mu kluczyki do samochodu, skoczę po jakieś jedzenie i wracam. 
- Kluczyki? - pytam zdziwiony. 
- Taa, pamiętasz Johna? Tego... och, nie nie pamiętasz go. -  kończy nim zaczyna tłumaczyć. Jego auto było do kasacji, a Tobi jest mechanikiem, poprosił mnie oto. - mówi i wyciąga kluczyki z tylnej kieszeni spodni. 
- Och, okej. - uśmiecham się. - Wracaj szybko. - wstaję i przytulam chłopaka. Całuje mój policzek i wychodzi. Idę do kuchni i nalewam sobie soku pomarańczowego, razem ze szklanką kieruję się w stronę sypialni. Odstawiam kubek na szafkę nocną i biorę do ręki gitarę. Siadam na łóżku i szukam kostki pod książkami. Kiedy ją znajduję, patrzę na zdjęcie Louisa które stoi na stoliku nocnym. Uśmiecham się automatycznie i zaczynam brzdąkać tak dobrze znana mi melodię. 

I want to tell you things
I'd never tell myself
These secrets are like kill

Call me crazy, maybe I'm insanely
I'd never mind but it will never phase me
If I have to, I'm not afraid to
Save my heart for you

I'm a rebel even if it's trouble
I will pull you out from all the rubble
If I have to, I'm not afraid to
Save my heart for you.

- Zachowaj moje serce dla Ciebie. - piszę na kartce i kładę się na łóżku. Chwilę później zasypiam. 

***
Budzi mnie dzwonek telefonu. Patrzę na budzik a ten wskazuje kilka minut po pierwszej w nocy. Przecieram oczy, na ekranie ukazuje mi się nieznany numer. 
- Słucham? - mówię zaspanym głosem. 
- Pan Harry Styles? - pyta osoba po drugiej stronie słuchawki. 
- Tak to ja. Coś się stało? - wstaję i siadam zdenerwowany na łóżku. Louisa niema - Boże jeżeli jemu sie coś stało. 
- Jestem lekarzem,Annie Styles to Pańska rodzina? 
- Tak to moja matka! Co się dzieje?! - krzyczę wstając na równe nogi i biegnąc w stronę schodów. 
- Miała ciężki wypadek, nie mogę więcej powiedzieć bez pewności,że jest pańską matką. 
- Który szpital? - krzyczę zakładając w pośpiechu buty i biorąc z wieszaka kurtkę. 
- Szpital Św. Tomasza. - tłumaczy a ja mam kompletną pustkę w głowie. 
- Zaraz tam będę. - wychodzę i kiery się rozłączam zderzam się z Louisem. 
- Jezu co się dzieje? - brunet patrzy na mnie jak na wariata. 
- Moja matka miała wypadek, leży w ciężkim stanie. 
- Boże. - piszczy a reklamówki wypadają z jego rąk. - Ja prowadzę. Ty nie jesteś w stanie. - kiwam głową i podaje chłopakowi kluczyki. Siadamy do samochodu i z piskiem opon ruszamy. 
- Który szpital? 
- Tomasza. - odpowiadam. 
- Co? Przecież On jest jakieś dziesięć minut stąd. - mówi patrząc uważnie na drogę. 
- Wiem to. 
- Przecież nie wzięli by jej z domu do tego szpitala Harry. To dwie godziny drogi.
- Lou nie rób ze mnie kretyna! Wiem to. 
- Więc co robiła tak blisko Nas? - pyta ale ja nie znam odpowiedzi. 
- Nie mam pojęcia. - chowam twarz w dłonie. - To wszystko moja wina. Gdybym...
- Nawet tak niemów. - ucisza mnie, kładąc rękę na moje kolano. 
Kiedy dojeżdżamy na miejsce praktycznie wyskakuję z samochodu. Louis biegnie za mną. 
- Annie Styles. - dosłownie krzyczę na kobietę za biurkiem. 
- Sala 103. - mówi i wstaje a ja od razu biegnę by szukać sali. 
- Nie może pan tam wchodzić! - krzyczy i biegnie za mną. Louis biegnie przede mną i kiedy odnajduje salę dosłownie zamiera. Patrzę przez dużą szklaną szybę jak kilkunastu ludzi biega wokół łózka mojej rodzicielki.
Lekarz grzebie coś na monitorze, a chwilę później wszystkie zaczynają piszczeć. 
- Mamo błagam Cię... Nie zostawiaj mnie. 




_______________________
Hi! x Na samym początku - PRZESZLIŚCIE SAMYCH SIEBIE! 
33 komentarze! x Rekord <333 :*:*:*:*:* Kocham Bardzo Mocno Tak <3
hahaha <33 
To co myślicie? Wyjdzie z tego? 
Szczerze mówiąc ja sama jeszcze nie wiem :/
+ Dodałam również zakładkę INFORMOWANI :)
Jeżeli byście sobie życzyli :> 
To jak 3o komm - NEXT? :)
Kocham! xxx



niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 10.

''Znowu gdzieś wyszedł.
Ale to okej, przecież wiem, że nie jestem tylko jednym z którym ma przebywać.
Nie pocałował mnie na pożegnanie.
Ale to okej, ponieważ wiem, że mógł się spieszyć.
Nie spał dzisiaj w nocy.
Ale to okej, każdy musi czasami pomyśleć.
Cały czas jest zajęty.
Ale to okej - praca też jest ważna.
Ostatnio dałem mu różyczkę - zwiędła.
Ale to okej, każdy o czymś zapomina.
Chciałem z nim porozmawiać wieczorem - zasnął.
Ale to okej, wiem, że jest zmęczony.
Chciałbym, żeby wszystko było jak dawniej - jak na początku.
Ale to okej - niemożna wrócić do przeszłości.
I tak naprawdę wszystko byłoby dobrze - szkoda tylko, że Nic nie jest okej...''

- Gdzie byłeś? - pytam kiedy przekracza próg domu. Dziwnie się zakręcił i dopiero zaczął zdejmować buty. - Coś nie tak? - pytam kiedy do mnie podchodzi.
- Wszystko jest dobrze. - mówi i całuje mnie w policzek.
- Gdzie byłeś? - powtarzam, a Lou poprawia grzywkę i zajmuje miejsce na krześle.
- Ze znajomymi. - posyła mi uśmiech biorąc banana z koszyka z owocami. - Co robiłeś beze mnie? - pyta, a ja posyłam mu delikatny uśmiech. Martwi się? To urocze.
- Robię obiad i rozmawiałem z moją mamą.
- Co takiego się dowiedziałeś? - pyta zatapiając zęby w owocu.
- Mamy zaproszenie.
- Mamy? My? - pyta ewidentnie zdziwiony. Moja mama jeszcze nie wie, ale nie mam zamiaru tego przed nią ukrywać.
- Tak.
- Już wie?
- Jeszcze nie. - uśmiech znika z jego twarzy. - Ale dowie się, obiecuję.
- Kiedy Harry? Kiedy? - wstaje z krzesła, a ja idę w jego kierunku.
- Jutro. - mówię a chłopak otwiera szeroko oczy.
- Jak to jutro?
- Jutro im wszystko powiemy.
- Powiemy?
- Tak, razem.
- Hazz, chodź ze mną. - brunet łapie mnie za rękę i prowadzi do tak bardzo dobrze znanego mi miejsca. Wchodzimy na poddasze, i wygodnie siadamy patrząc w piękne niebo pokryte milionem gwiazd.
- Jest pięknie. - komentuję a chłopak potwierdza. Patrzę na Niego a On posyła mi słodkie spojrzenie.
- Hazz, chciałbym Cię o coś zapytać, mogę?
- Jasne. - odpowiadam szybko nie odrywając wzroku od gwiazd.
- Harry spójrz na mnie. - instruuje, a ja zdezorientowany patrzę na jego cudowną twarz. Loui odwraca głowę szukając czegoś w kieszeni. Kiedy wyjmuje czerwone pudełko, cholera - umieram.
Patrzy mi  w oczy i uśmiecha się, a ja ryczę jak mały pieprzony pięciolatek.
- Loui... - zaczynam, ale mi przerywa. Klęka na jedno kolano nie odrywając ode mnie swojego wzroku. Jeszcze nigdy nie czułem się tak ważnym.
- Hazz, czy uczynisz mi tą przyjemność i zostaniesz moim mężem? - o cholera - tlenu, tlenu. Wdech i wydech, spokojnie Harry nie umieraj.
- Tak Lou! Tysiąc razy tak! - krzyczę i wstając przytulam go mocno. Chłopak złącza nasze usta w namiętnym pocałunku, co ja od razu odwzajemniam.
- To najpiękniejszy dzień mojego życia. - mówię mu, a On znowu mnie całuje.
- Teraz tych dni, będzie o wiele więcej. - przytula mnie. - Jestem Ci to winien.

'' Tak bracie! Oświadczył mi się!
Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi
i NIKT tego nie zmieni!
Cieszę się, tak CHOLERNIE się cieszę, że to zrobił.
To znaczy, że mnie kocha.
On kocha mnie - ja kocham jego
i chcę wykrzyczeć to całemu światu.
No właśnie muszę lecieć bo -
* mój narzeczony
* mój świat.
* w przyszłości - ojciec moich dzieci.
* mój mąż.
* moje życie.
* ktoś dla kogo żyję.
Chyba umieram -
JESTEM NAJSZCZĘŚLIWSZYM CZŁOWIEKIEM NA TEJ ZIEMI!
CHOLERA JA NIE CZUJĘ NICZEGO INNEGO POZA SZCZĘŚCIEM!
CZY  TO NIE DZIWNE, ŻE CZŁOWIEKOWI DO SZCZĘŚCIA
potrzebne jest tak niewiele? Tylko ta druga połówka - Ktoś dla kogo mamy ochotę żyć.
Najszczęśliwszy człowiek na ziemi, Hazz. ''

- Lou co Ty robisz? - pytam kiedy kładzie się spać.
- Ja umm, miałem właśnie chęć, uhh - czy to podchwytliwe pytanie? - patrzy na mnie a ja się uśmiecham.
- Loui musimy się spakować.
- Gdzie się spakować?
- Jutro jedziemy do moich rodziców.
- Co takiego? - pyta zdziwiony, przecież mu mówiłem.
- Mówiłem Ci.
- Ach, kompletnie mi wyleciało.
- Co takiego? - powtarzam jego poprzednie słowa.
- No wiesz, działo się tak wiele zapomniałem po prostu.
- Och, ale nadal tam jedziemy prawda?
- Tak skarbie, spakujemy się rano. - mówi i klepie miejsce obok siebie. Ściągam ubrania i zajmuję miejsce obok Niego. - Mój skarbek. - mówi i całuje mnie w czoło. Przytulam się do Niego mocno i zasypiam. W OBIĘCIACH MOJEGO NARZECZONEGO.


***

- Hazz chodź już! - krzyczy do mnie, kiedy dopinam zamek walizki.
- Już idę! - odpowiadam a chłopak milknie. Biorę bagaż do ręki i schodzę na dół. Spotykam Lou uśmiechniętego od ucha do ucha.
- Co się stało ?
- Chodź zjesz coś. - mówi i bierze ode mnie walizkę, którą chwilę później odstawia. Łapie mnie za rękę i prowadzi do kuchni.
- Jaki jest powód Twojego uśmiechu? - pytam, kiedy zajmuje miejsce przy blacie kuchennym. 
- Ty Nim jesteś. - mówi i zajmuje miejsce naprzeciwko mnie. Czy ja właśnie zobaczyłem anioła?

~*~

- Harry jeżeli nie chcesz, możemy zawrócić. - mówi mi kiedy dojeżdżamy do mojego rodzinnego domu.
- Nie Loui, chcę mieć to za sobą. - mówię a On kładzie swoją dłoń na moim kolanie. Wspiera mnie.
Między nami panuje cisza, nie niezręczna ale przyjemna. Do czasu.
- Hazz, jesteś...
- Jestem, Lou. Przestań naciskać, pójdziemy tam. - unoszę głos, a chłopak delikatnie się uśmiecha.
Chwilę później stoimy już na podjeździe. Biorę głęboki oddech i wychodzę z samochodu.  Lou bierze z e mnie przykład i już kilka sekund później trzymamy się za ręce.
- Zrobimy to?
- Razem. - mówi i delikatnie ściska moją dłoń. Jestem zdenerwowany i wiem, że On też jest.
- Matko. - mówię delikatnie kiedy kobieta wybiega z domu z szerokim uśmiechem.
- Harry! - śmieję się tak długo aż zjeżdża wzrokiem na nasze splecione ręce.
Musi to zaakceptować.


------------------------
JAK JA WAS KOCHAM <333 BYŁO 28 KOMENTARZY! UGHH <333
NAJLEPSZE SIOSTRY EVER <33
TO TAKIE SŁODKIE <33 :*:*:*:*:*:*
KOCHAM KOCHAM KOCHAM <3
NO TO JAK MYŚLICIE? ANNE SIĘ UCIESZY?:o
30 komm - NEXT <33 :*:* 





wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 9.

'' Hej przyjacielu...
Tak jest lepiej, jest dużo, dużo lepiej.
Tak bardzo się cieszę, że wszystko wraca do normy.
Co prawda kłócimy się z Lou, ale nie są to kłótnie typu ''NIGDY CIE NIE KOCHAŁEM''.
Tak bardzo chcę wymazać te słowa z mojej głowy, ale ON to naprawdę powiedział... powiedział raz - a zabolało jak cholera.
Mimo rozstania pamiętam moje ''sprzeczki'' z Samanthą - pamiętasz? Opowiadałem Ci o Niej kiedyś tam.
Wracając do tematu - to naprawdę nie jest to samo. Za każdym razem kiedy się z Nią kłóciłem czułem do niej nienawiść, i wiedziałem, że to ja ranię ją, a moja pozycja w tym związku jest bezpieczna. I BYŁO TAK. Teraz, kiedy w grę wchodzą relacje moje i Lou - to ja jestem na straconym polu. Bolesne, ale prawdziwe.
Cały czas się staramy... Lou bardziej się angażuje - to naprawdę bardzo widać.
Hazz. ''

- Harry chodź tutaj. - usłyszałem jego wysoki głos i zgodnie podążyłem w stronę salonu. Kiedy dotarłem na miejsce, ujrzałem chłopaka z gitarą. CUDOWNY widok. Poklepał miejsce obok siebie a ja już po chwili je zająłem. Chłopak posłał mi uśmiech i zaczął grać...


Włącz to.

Jeśli nie powiem tego teraz, na pewno się załamie
bo opuszczam tego, którego chciałbym zabrać
Wybacz że cie poganiam, ale pośpiesz się i czekaj
moje serce zaczęło się rozdzielać

Oh, Oh,
bądź moim kochaniem
Ohhhh
Oh, Oh
bądź moim kochaniem
zaopiekuję się Tobą

Tam teraz, ustabilizowana miłość, tak mało ich przychodzi i zostaje
czy nie zostaniesz tym jedynym ktorego kiedykolwiek znałem
Kiedy trace kontrole. miasto wiruje
jesteś  jedynym który wie, ty to zwalniasz

Oh, Oh,
bądź moim kochaniem
Ohhhh
Oh, Oh
bądź moim kochaniem
zaopiekuję się Tobą

jesli kiedykolwiek była jakaś wątpliwość
moja miłość staje się mi przychylna
to najbardziej niezawodnie zarzuty
powiedziałem pewnie

Oh, Oh,
bądź moim kochaniem
Ohhhh
Oh, Oh
bądź moim kochaniem
zaopiekuję się Tobą

To zawsze masz i nigdy nie posiadasz
Zaczynasz czuc sie jak w domu
Co moje jest twoje do zachowania lub odrzucenia
Co moje jest twoje do zrobienia je swoim własnym

Oh, Oh,
bądź moim kochaniem
Ohhhh
Oh, Oh
bądź moim kochaniem
zaopiekuje się Tobą

Jesteś taki piekny dla mnie

To co czułem  w tamtej chwili, nie da się tego opisać. Ciepło które biło od niego i uczucie które pobudzał swoim głosem, wszystko mną targało. Łzy cisnęły mi się do oczu, śpiewał tak pięknie. Kiedy skończył spojrzał mi głęboko w oczy, po czym oblizał wargę i odstawił gitarę na miejsce. 
- Hazz, pamiętasz to co kiedyś Ci powiedziałem?
- Lou, mówiłeś mi tak wiele rzeczy
- Przypomnij sobie, te najważniejsze... Zaraz na początku naszej znajomości. - Skupiłem się i na siłę próbowałem sobie przypomnieć. Najważniejsze słowa które wypowiedział... znałem je. 

- To na pewno nie była Twoja wina, Lou.
- Nie ma pewności i nigdy jej nie będzie.
- Nie możesz się obwiniać.
- A co jeśli zrezygnowała z życia przeze mnie? Nie była w stanie mnie wychować, zabiłem ją?
- Lou... - syknąłem nie dowierzając słowom chłopaka.
- Była taka piękna. - uśmiechnął się pod nosem, kręcąc przecząco głową. - Wiesz co mi powiedziała ? Uświadomiła mi to, czego nie odgadłbym nigdy.
- Co takiego ? - zapytałem zdziwiony.
- Dała mi Ciebie. To ja miałem pilnować Twojej osoby.Nie zauważyłem tego...


- Tak Harry, chodzi mi o to, nad czym teraz myślisz. Moja matka była taka piękna, zawsze robiła wszystko, bym miał najlepiej na świcie.
- Lou, nie musisz...
- Ale chcę Hazz, chcę Cię po raz kolejny przeprosić, za to, że jestem tak wielkim dupkiem i za wszystkie okropne rzeczy które Ci wyrządziłem, powinienem teraz wstać, wyjść i już nigdy więcej nie marnować Twojego życia.
- Lou nie mów tak...
- Dlaczego Harry? Wiem, że robię Ci krzywdę i chcę z tym skończyć, bo tak naprawdę Ty mnie niszczysz, rozpierdalasz moje serce na milion kawałków jednym gestem, bo cholera - kiedy idziemy przez ten pieprzony Londyn i te wszystkie laski gapią się na Ciebie chcę je pobić. - na moje usta powoli wkradał się uśmiech. Słowa które wypowiadał były takie magiczne. - I nie, to nie to, że jestem damskim bokserem czy coś, po prostu mam taką potrzebę, a Ty? Ty nic z tym nie robisz uśmiechasz się do nich i kurwa - przerwałem jego wypowiedź zachłannym pocałunkiem, cholera jego wąskie usta, tak bardzo ich potrzebowałem. Chłopak pogłębiał pocałunek tak szybko, że nie nadążałem odwzajemniać gestu, to w jaki sposób to robi, z tą zachłannością, kochałem to.
- Czyli... teraz będzie lepiej? - zapytał patrząc mi głęboko w oczy.
- Jeżeli tylko mi na to pozwolisz, zrobię wszystko by było Ci tutaj jak najlepiej. - pogładziłem jego policzek, a chłopak kolejny raz mnie pocałował.
- Chcę być powodem Twojego uśmiechu Hazz, już nigdy nie chcę widzieć Twoich łez. - wyszeptał mi wprost do ucha, delikatnie łkając.
- Kocham Cię.

''Drogi -  uhh kiedy skończę z tymi debilnymi zdrobnieniami - Pamiętniku
Chcę podziękować Ci za to, że zawsze mnie wysłuchujesz, w sumie to nie masz
większego wyboru - za to, że w jakiś sposób naprawdę mi pomagasz.
Tak z Lou jest coraz lepiej i cieszę się, że moje życie kolejny raz nabiera sensu.
Louis chce, abyśmy pojechali do jego rodziny, chce mnie przedstawić.
Ogromnie się boję, ale nic nas nie powstrzyma.
Tyle tylko, że mam lepszy pomysł.
Odezwę się wkrótce.
Hazz.''



--------------
Hej skarby! x Dziękuję za 20 komm! <33 JESTEŚCIE EMEJZING <333
haha :* Jak myślicie co Hazz miał na myśli? :O :) biorę się za pisanie kolejnego więc.
30 komm - NEXT? DACIE RADĘ ? :O 

środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 8.

'' To co robisz jest chore i dobrze o tym wiesz... 
Hej przyjacielu, uch tak nazwałem Cię własnie przyjacielem?
Co z tego jeżeli tak jest?
Czy to niezabawne?
Kawałek papieru jest moim jedynym przyjacielem.
Ostatni dzień skończył się przyjemnymi słowami, sprostowaniem sytuacji no i... i seksem.
I to właśnie martwi mnie najbardziej, to nie było  to samo uczucie co zawsze, no własnie.
Poczułem się jak kretyn! Dosłownie...
Poczułem się jakby po prostu mnie wykorzystał!
Kiedy po skończonym stosunku,On po prostu wyszedł.
To wszystko jest takie popieprzone, i co najgorsze robi się coraz bardziej...
Mam chore przeczucie, że kogoś sobie znalazł.
Mam chore przeczucie, że kogoś sobie znalazł.
Muszę z Nim pogadać.
odezwę się jeszcze
Hazz. ''

- Wychodzisz? - zapytałem, patrząc jak brunet zakłada vansy na nogi.
- Jak widzisz. - odpowiada oschle, a ja czuję ból w klatce piersiowej.
- Kiedy wrócisz?
- Nie wiem. - wzrusza ramionami i chce pocałować mnie w policzek, ale odsuwam się. Chłopak śmieje się ironicznie pod nosem i otwiera drzwi.
- Więc teraz tak będzie wyglądała nasza rozmowa? - pytam czując jak łzy cisną mi się do oczu, kiedy myśli o straceniu go przebiegają przez moją głowę.
- O co Ci znowu chodzi?
- O co mi chodzi?! - unoszę się. - Ignorujesz mnie Lou! Cholernie mnie ignorujesz, a przecież wiesz, że mam na Twoim punkcie słabość! Nie mogę patrzeć kiedy wychodzisz i czekać do późna na to byś bezpiecznie wrócił do domu,  kiedy Ty po powrocie wyżywasz się na mnie i wraz z kolejną kłótnią idziesz spać! - mówię na jednym wydechu, a chłopak stoi osłupiały. Przez chwilę rozważa co właśnie powiedziałem, ale szybko się otrząsa. Poprawia grzywkę, nasuwając na nią swoją;  moją siwą czapkę i gapi się na mnie.
- W takim razie nie czekaj. - ponownie wzrusza ramionami i wychodzi... Tak właśnie, zostawia mnie samego, ale ucieczka nie jest tu rozwiązaniem. W raz z dźwiękiem zamykanych drzwi, łzy utrzymywane do tej pory na wodzy wypływają... pozwalam im. Idę do kuchni i nalewam sobie szklankę wody, wypijam. Biorę drugą i tym razem podążam z nią na górę. Wchodzę do naszej sypialni. NASZEJ tak ładnie to brzmi. Wszelkie dobre uczucia bądź  pozostałości po nich ulatują, kiedy w rogu pokoju zauważam zdjęcie Nasze zdjęcie.Wszystkie myśli wracają do wczorajszej kłótni... Tak bardzo chcę się ich pozbyć.

- Gdzie byłeś? - pytam wstając z kanapy, gdy tylko zauważam chłopaka w korytarzu. Nie słyszę odpowiedzi. Podchodzę do niego bliżej a chłopak wpada na szafkę w holu. - O mój Boże Lou Ty jesteś pijany! - wytrzeszczam oczy na widok zalanego chłopaka, przecież On nie pije... Nigdy nie pił. 
- Oj przestań zrzędzić! - karci mnie. Chwilę później już towarzyszą mi przyjaciele... łzy. Łapię go w tali chcąc zaprowadzić do sypialni. Po kilku zmaganiach udaje mi się. Chłopak kładzie się na łóżko i od razu zamka oczy. 
- Dlaczego piłeś? - pytam, czując jak mój płacz się nasila. 
- Przynieś mi wody. - rozkazuje. Posłusznie idę w stronę kuchni by przynieść mu szklankę wody. Kiedy wracam siedzi na łóżku z głową schowaną w dłonie. 
- Proszę. - podaję mu szklankę, a On uśmiecha się. Przeszło mu? Wypija całą zawartość i z całej siły rzuca szklanką w podłogę. 
- Jesteś idiotą Styles. - śmieje się ironicznie i wstaje z łóżka. 
- Pokaleczysz się. - uprzedzam go. Czy to nie dziwne, że miłość mojego życia własnie wyzywa mnie od najgorszych, a ja martwię się tylko o jego zdrowie? 
- Cholernym idiotą. - poprawia się, a ja czuję jak nogi się pode mną uginają. 
- Nie myślisz tak, jesteś pijany. - szczerze w to wierzę. 
- Przestań mnie rozśmieszać! - całe pomieszczenie wypełnia jego wysoki śmiech. - Byłeś mi tylko potrzebny do zabawy - brnie w to dalej, a ja czuję się cały odrętwiały. Łzy nie przestają płynąć, nie mam nad nimi kontroli. - Potrzebowałem Cię do seksu. - mówi i podchodzi do naszego wspólnego zdjęcia po czym patrząc na nie uśmiecha się. - Kiedyś Cię nawet kochałem. - mówi rzucając w moją stronę kolejną obelgę która trafia w moje serce niczym niszcząca kula. - Było minęło. - rzuca zdjęciem o ziemię a Ono roztrzaskuje się na milion kawałeczków, tak samo jak moje serce. 
- Zamknij się. - syczę przez zęby, a On nie zwraca na mnie uwagi. - Gdzie byłeś? - pytam ponownie chcąc przestać myśleć o jego poprzedniej wypowiedzi. 
- Byłem u El. 
- U El? - powtarzam zdziwiony. Kim Ona jest? 
- Taa, u Eleanor. Mówię Ci chodzący sex. - mówi bardzo wyraźnie i powoli, by miał pewność, że naprawdę mnie to zaboli. Trafił. 
- Kim jest Eleanor. 
- Dobrą dupą. Przecież mówię. - znowu się śmieje. 
- Kochasz ją? - pytam ze krztą nadziei, że odpowie negatywnie. Nie  chcę tego usłyszeć. 
- Kocham jej ciało, a teraz błagam daj mi spokój i idź płakać gdzieś indziej. - mówi, ponownie kładąc się na łózko. - Łeb mi pęka. - Tak samo jak moje serce. Nie chcą więcej słyszeć jego obelg opuszczam pokój. Tę noc spędzam na kanapie. 

Podnoszę zdjęcie i przyciskam je do serca. Naprawdę go kocham...
Odkładam je na szafkę i siadam przy fortepianie.

WŁĄCZ TO.

Stoisz naprzeciwko mnie,
Czekam, trudniej mi oddychać
Nagle oślepiają mnie światła
Nigdy nie zauważyłem jak jasne mogą być

Zobaczyłem w kącie fotografię
Bez wątpienia w mojej głowie to jesteś ty
Samotnie leży na twoim łóżku w rozbitym szkle
To łóżko nigdy nie było przeznaczone dla dwojga

Trzymam moje oczy szeroko otwarte
Trzymam moje ramiona szeroko otwarte

Nie pozwól mi
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi odejść
Ponieważ mam dość czucia się samotnym 
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi odejść
Ponieważ mam dość czucia się samotnym

Obiecuję że pewnego dnia sprowadzę z powrotem gwiazdę
Złapałem jedną i wypaliła mi dziurę w mojej ręce, och
Wydaje się jakby ostatnimi dniami oglądam cię z daleka
Starając się byś zrozumiał
Trzymam moje oczy szeroko otwarte,yeah

Nie pozwól mi
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi odejść
Ponieważ mam dość czucia się samotnym
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi odejść

Nie pozwól mi
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi odejść
Ponieważ mam dość czucia się samotnym

Nie pozwól mi
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi odejść
Ponieważ mam dość czucia się samotnym
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi
Nie pozwól mi odejść
Ponieważ mam dość spania samotnie

Odstawiam przedmiot w róg pokoju i zakładam na siebie koszulkę Lou. Pachnie tak ładnie. 
Kładę się na łóżku wtulam się w poduszkę, tak bardzo go czuję. 

***
- Harry załóż to. - nakazuje uprzednio całując mnie w usta. 
- A co z Tobą? - pytam patrząc na przedmiot który mi podaje. 
- Będzie dobrze, po prostu go załóż. Muszę się martwić o mojego skarbeczka. - ponownie mnie całuje, a motyle w moim brzuchu robią salta. Zakładam kask, a chłopak odpala motor. Czuję się świetnie przy Nim... Przyciskam swoje ciało do jego, kiedy rozmyślam o Nas. 
- Harry... - mówi na tyle głośno bym mógł go usłyszeć. - Harry.
- Tak? - odzywam się za drugim razem. 
- Kochasz mnie? - nie zwalnia.
- Tak, Lou skąd to pytanie?  Wiesz, że tak.
- Chcę to usłyszeć. - przyciskam się do niego jeszcze bardziej. 
- Kocham Cię Loui, najbardziej na świecie. - nie muszę na niego patrzeć, by wiedzieć, że się uśmiecha. 
- Kocham Cię Hazz, i zawsze będę. - mówi i odwraca się w moją stronę by mnie pocałować. 
- Lou zwolnij ! - nakazuję, kiedy motor przyśpiesza. 
- Zawsze będę Cię kochał Hazz. - mówi,  motor w mgnieniu oka uderza w drzewo przed nami. Patrzę na wykrwawiającego się Lou. 
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee.
***
- Nieeeeeeeeeeeee.
- Hazz! Harry obudź się! - otwieram oczy i widzę Lou. Przejeżdżam dłonią przez twarz i wilgotne od potu włosy. 
- To tylko koszmar. - przytula mnie do siebie, ale nie odwzajemniam gestu. Zauważa to. - Coś nie tak? 
- Eleanor nie było w domu? - pytam odsuwając się od niego. 
- To nie tak...
- W takim razie jak? Znowu u niej byłeś! Nienawidzę kiedy mi to robisz! - krzyczę a chłopak przeciera twarz dłońmi. 
- Byłem. - potwierdza. 
- W takim razie nie mamy oczym rozmawiać. - mówię wygrzebując się z łózka. 
- Harry...
- Nie chcę mi się z Tobą gadać Lou. Robisz wszystko bym tylko się rozpłakał, pomaga Ci to?
- Tak byłem u El.
- Słyszałem! 
- Byłem jej tylko powiedzieć... że wybieram Ciebie. 


-----------------------------------------
Przepraszam i tak wiem nie dotrzymuję obietnic, ale szkoła i mnóstwo roboty 
+ Brak weny -,- 
Ten blog jest takim relaksującym nic na przymus, Oni są tacy ufdfgjfdskjgjfdsljklsdjdsklfs
po prostu muszę to widzieć, żeby napisać. 
MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE ZAWIODŁAM WAS BARDZO. 
No to 2o komm - NEXT :)
+ miłego długiego weekendu ! ♥ 



 



sobota, 29 marca 2014

Rozdział 7.

'' Pamiętniku,
Jak już zdążyłeś się zorientować, długo bez mojego wyżalania się nie wytrzymałem.
Jestem kompletnie do dupy.
Od jakiegoś czasu, cholernie kłócę się z Lou, nawet nie wiem o co, tak po prostu.
Zaczyna mnie to przerażać, ale widzę, że jego to wogóle nie interesuje.
Wszystko, a konkretnie z wszystkiego potrafi zrobić problem.
Jakie to  wszystko jest popieprzone.
Naprawdę strasznie się boję.
Może On po prostu przestał mnie kochać ? 
Wszystko będzie dobrze, muszę tak myśleć.
Odezwę się niedługo, Hazz. ''

- Hazz, do cholery ! - usłyszałem za sobą krzyki z korytarza. Wzdrygnąłem się na bezlitosne słowa bruneta i delikatnie odwróciłem głowę w jego kierunku.
- Coś nie tak ? - zapytałem patrząc na jego poirytowanie.
- Mówiłem Ci, żebyś trzymał się z daleka od mojego biurka !
- Ja tylko chciałem je trochę ogarnąć. - broniłem się.
- Zginęły mi bardzo ważne papiery ! Harry !
- Przepraszam ! - uniosłem ręce ku górze. - Przecież nie zrobiłem tego celowo !
- Powoli zaczynam tak myśleć. - powiedział nieco zniżonym głosem.
- Co proszę ?! - wstałem z kanapy patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Tak właśnie, robisz wszystko, żeby odciągnąć mnie od pracy ! - pokręciłem przecząco głową.
- Nie Lou, to Ty robisz wszystko, żeby praca była ważniejsza niż ja, aż tak Ci zbrzydłem ? - spojrzałem na niego ale nie odpowiedział. - Tak właśnie myślałem. - spuściłem głowę i ironicznie się zaśmiałem. Minąłem go w progu i szedłem korytarzem dopóki mnie nie zatrzymał.
- Gdzie idziesz ? - złapał gwałtownie za mój nadgarstek. Jego kojący dotyk, przerodził się w żywy ból.
- To boli... - syknąłem patrząc w jego oczy przepełnione złością.
- Gdzie idziesz ? - powtórzył zluźniając uścisk. Zacząłem masować obolałe miejsce. Schyliłem się i zacząłem zakładać moje białe Converse. Wziąłem kurtkę z wieszaka i już miałem wychodzić kiedy on ponownie złapał za mój nadgarstek, tym razem sam wyrwałem rękę.
- Gdzie idziesz Styles !? - powtórzył unosząc głos.
- Od kiedy zaczęło interesować Cię moje życie ? - zapytałem ironicznie.
- Od kiedy stałem się jego częścią.

***
- Hej, Santi. - uściskałem brunetkę podchodząc do jednego ze stolików w małej kawiarence. 
- Hazz, wyglądasz strasznie. - zrobiła wielkie oczy i mocno mnie przytuliła. 
- Ugh, dzięki. - zachichotałem. 
- Kiedy Ty ostatnio widziałeś jedzenie ? - spojrzała na moje wychudzone ciało.
- Jakoś tak nigdy konkretnie nie byłem głodny. - spojrzała na mnie z litością wymalowaną na twarzy. 
- A co u Lou ? - posłała mi ciepły uśmiech.
- Szczerze ? - zapytałem, a rozmowę przerwała nam kelnerka. 
- Co podać ? - spojrzała to na mnie, to na na Santi, obdarzając każdego z nas uśmiechem.
- Ja poproszę kawę. - posłałem jej uśmiech.
- I jakiś duży kawałek ciasta dla tego pana. - dopowiedziała brunetka. - A dla mnie herbatę. - spojrzałem na nią z rozbawieniem. 
- Kawałek ciasta razy dwa. - rzuciłem i posyłając blondynce uśmiech, wróciłem do rozmowy z Santi. 
- Szczerze. - rzuciła nagle a ja spojrzałem na nią jak na wariatkę. 
- Słucham ? 
- Chcę szczerej odpowiedzi. - spuściłem głowę i zacząłem bawić się swoimi palcami. - Hazz, możesz mi powiedzieć, nie obiecuję, że zrozumiem i stanę po twojej stronie, ale spróbuję. 
- Bo... od jakiegoś czasu wszystko zaczęło się komplikować. Wszystko. - powtórzyłem. - Kłócimy się praktycznie za każdym razem kiedy ze sobą rozmawiamy i nikt z nas nie chce iść na kompromis, to chyba najgorsze. 
- To wszystko ? - spojrzała na mnie dziwnie. 
- Jest jeszcze praca. - spuściłem głowę. - Czuję, że jest ważniejsza niż ja.
- Harry przesadzasz. - skomentowała szybko. - Związek bez kłótni to nie związek, a po drugie nie możesz wymagać od Lou tylko i wyłącznie tego, że w jego życiu jest miejsce tylko na ciebie. Ono tam jest i to bardzo duże, ale są sprawy ważne jak praca i sprawy ważniejsze jak miłość, i właśnie Ty należysz do tych drugich. - chyba zrozumiałem. Wiedziałem, że to co powiedziała miało sens, tylko jeszcze nie wiedziałem jak użyć tego w życiu. Po niespełna trzydziestu minutach byłem w domu, na dole było ciemno, jedynie w jego pokoju świeciło światło. Otworzyłem delikatnie drzwi i spojrzałem w jego stronę. Pisał coś na laptopie, i sprawdzał jakieś papiery.
- Potrzebujesz czegoś ? - zapytałem z nadzieją, że chociaż na chwilę stanę się dla niego potrzebnym. 
- Spokoju. - odpowiedział oschle. Spojrzałem na niego jak zbity pies. Powiedział to ? Naprawdę to powiedział ? Czułem jak łzy napływają mi do oczu. Odwróciłem się na pięcie i trzasnąłem za sobą drzwiami. Przecież mu kurwa nie pokażę, że jestem tak cholernie słaby. Zszedłem do kuchni i zaparzyłem sobie herbaty, wziąłem ją do pokoju. Upiłem łyk i odstawiłem kubek na szklany stolik. Wziąłem do ręki mój pamiętnik i poszedłem do łazienki. Otworzyłem pamiętnik.

'' Cześć, to znowu ja...
Pewnie masz mnie dość, jak  wszyscy. 
Jestem CHOLERNIE CHOLERNIE CHOLERNIE mocno wkurwiony. 
Nie nie jest lepiej, śmiem twierdzić, że jest gorzej. 
Nic go nie interesuje poza tą pierdoloną pracą. Nic, ani NIKT. 
Może on potrzebuje czasu ? Przerwy ? 
Nie mam pojęcia co mam ze sobą zrobić. 
Jestem tu niepotrzebny... 
I wszyscy to wiemy. '' 

Wziąłem żyletkę i przejechałem nią w okolicach nadgarstka. Nie byłem normalny. Ciąłem się, ale nie tak często, nie miałem powodów. Ostatnie rany zagoiły się jakieś dwa tygodnie temu. Zrobiłem kolejne cięcie i kolejne, aż czułem, że tracę kontakt ze światem. Przymrużyłem oczy i zamknąłem pamiętnik, widząc jak kilka kropel krwi spadło na jego kartki. Usłyszałem pukanie do drzwi. 
- Hazz, otwórz. - przyszedł. Nie odpowiedziałem. - Chcę Cię przeprosić. Szczerze. 
- Idź sobie. - rzuciłem cicho. 
- Harry otwórz drzwi, albo sam je wyważę. 
- Nie chcę. 
- Harry proszę Cię ! - uniósł głos. 
- Zrobisz mi krzywdę ? - nie odpowiedział. Próbowałem podnieść się z podłogi co poskutkowało za trzecim razem. Zaciągnąłem rękaw bluzki na rany i otworzyłem drzwi. 
- Hazz przepraszam Cię... - wydukał cicho, ze spuszczoną głową. 
- Nie przepraszaj. - złapałem za jego podbródek - Po prostu więcej tego nie rób. - po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko otarłem. Mocno wtulił się w mój tors co ja szybko odwzajemniłem całując go w czubek głowy. Nagle złapał mnie za nadgarstek, chcąc tym samym gdzieś mnie zaprowadzić, ale ja syknąłem z powodu przeszywającego moje ciało bólu. 
- Puść. - zażądałem. Spojrzał na mnie przestraszony i szybko puścił mój nadgarstek. Spojrzał to na mnie, to moją rękę i postanowił podgiąć rękaw mojej bluzy. Przed moimi oczami pojawiła się scenka sprzed kilku miesięcy.

- Hazz , co z Tobą ? - powiedział mierząc mnie tymi cholernie niebieskimi i pociągającymi oczami .
- Przestań tak na mnie mówić ... osłabiasz mnie . - powiedziałem i spróbowałem ustać o własnych siłach . Udało się . I wszystko byłoby rewelacyjnie , gdyby nie ta jego biała koszulka. Chłopak przelotnie spojrzał w lustro a na białym materiale jego T-shirtu widniały czerwone plamy . Moja krew. Tommo spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem , po czym podszedł bliżej i podgiął mój rękaw do wysokości łokcia .
- Styles , dlaczego ? - zapytał cały czas niedowierzając .
- Przecież Ci kurwa nie powiem , że z Twojego powodu .


- Dlaczego to robisz ? 
- Wolę zadawać ból sobie, niż innym. - utkwiłem swój wzrok tępo w podłogę. 
- Spójrz na mnie. - powiedział, ale tego nie zrobiłem. - Spójrz na mnie. - powtórzył, i tym razem to zrobiłem.
- Nie chcę, żebyś cierpiał z mojego powodu... nie jestem tego wart. 


---------------
No i tak po koło dwóch miesiącach przerwy pojawia się nowy rozdział . 
Przepraszam za strasznie długą nieobecność. 
Nie będę tłumaczyć się szkołą czy czymś tam, po prostu nie chciało mi się nic pisać. 
Ale teraz OGŁASZAM WSZEM I WOBEC 
ROZDZIAŁY BĘDĄ POJAWIAŁY SIĘ O WIELE CZĘŚCIEJ . 
BO CO TYDZIEŃ. 
Dziękuję za komentarze ! :*:* ♥ 
Bardzo motywują. 
Dacie radę tak z 15 pod następnym rozdziałem ? :) haha ☻♥ 
Kocham Was BARDZO ! :* 









Szablon by S1K