sobota, 29 marca 2014

Rozdział 7.

'' Pamiętniku,
Jak już zdążyłeś się zorientować, długo bez mojego wyżalania się nie wytrzymałem.
Jestem kompletnie do dupy.
Od jakiegoś czasu, cholernie kłócę się z Lou, nawet nie wiem o co, tak po prostu.
Zaczyna mnie to przerażać, ale widzę, że jego to wogóle nie interesuje.
Wszystko, a konkretnie z wszystkiego potrafi zrobić problem.
Jakie to  wszystko jest popieprzone.
Naprawdę strasznie się boję.
Może On po prostu przestał mnie kochać ? 
Wszystko będzie dobrze, muszę tak myśleć.
Odezwę się niedługo, Hazz. ''

- Hazz, do cholery ! - usłyszałem za sobą krzyki z korytarza. Wzdrygnąłem się na bezlitosne słowa bruneta i delikatnie odwróciłem głowę w jego kierunku.
- Coś nie tak ? - zapytałem patrząc na jego poirytowanie.
- Mówiłem Ci, żebyś trzymał się z daleka od mojego biurka !
- Ja tylko chciałem je trochę ogarnąć. - broniłem się.
- Zginęły mi bardzo ważne papiery ! Harry !
- Przepraszam ! - uniosłem ręce ku górze. - Przecież nie zrobiłem tego celowo !
- Powoli zaczynam tak myśleć. - powiedział nieco zniżonym głosem.
- Co proszę ?! - wstałem z kanapy patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Tak właśnie, robisz wszystko, żeby odciągnąć mnie od pracy ! - pokręciłem przecząco głową.
- Nie Lou, to Ty robisz wszystko, żeby praca była ważniejsza niż ja, aż tak Ci zbrzydłem ? - spojrzałem na niego ale nie odpowiedział. - Tak właśnie myślałem. - spuściłem głowę i ironicznie się zaśmiałem. Minąłem go w progu i szedłem korytarzem dopóki mnie nie zatrzymał.
- Gdzie idziesz ? - złapał gwałtownie za mój nadgarstek. Jego kojący dotyk, przerodził się w żywy ból.
- To boli... - syknąłem patrząc w jego oczy przepełnione złością.
- Gdzie idziesz ? - powtórzył zluźniając uścisk. Zacząłem masować obolałe miejsce. Schyliłem się i zacząłem zakładać moje białe Converse. Wziąłem kurtkę z wieszaka i już miałem wychodzić kiedy on ponownie złapał za mój nadgarstek, tym razem sam wyrwałem rękę.
- Gdzie idziesz Styles !? - powtórzył unosząc głos.
- Od kiedy zaczęło interesować Cię moje życie ? - zapytałem ironicznie.
- Od kiedy stałem się jego częścią.

***
- Hej, Santi. - uściskałem brunetkę podchodząc do jednego ze stolików w małej kawiarence. 
- Hazz, wyglądasz strasznie. - zrobiła wielkie oczy i mocno mnie przytuliła. 
- Ugh, dzięki. - zachichotałem. 
- Kiedy Ty ostatnio widziałeś jedzenie ? - spojrzała na moje wychudzone ciało.
- Jakoś tak nigdy konkretnie nie byłem głodny. - spojrzała na mnie z litością wymalowaną na twarzy. 
- A co u Lou ? - posłała mi ciepły uśmiech.
- Szczerze ? - zapytałem, a rozmowę przerwała nam kelnerka. 
- Co podać ? - spojrzała to na mnie, to na na Santi, obdarzając każdego z nas uśmiechem.
- Ja poproszę kawę. - posłałem jej uśmiech.
- I jakiś duży kawałek ciasta dla tego pana. - dopowiedziała brunetka. - A dla mnie herbatę. - spojrzałem na nią z rozbawieniem. 
- Kawałek ciasta razy dwa. - rzuciłem i posyłając blondynce uśmiech, wróciłem do rozmowy z Santi. 
- Szczerze. - rzuciła nagle a ja spojrzałem na nią jak na wariatkę. 
- Słucham ? 
- Chcę szczerej odpowiedzi. - spuściłem głowę i zacząłem bawić się swoimi palcami. - Hazz, możesz mi powiedzieć, nie obiecuję, że zrozumiem i stanę po twojej stronie, ale spróbuję. 
- Bo... od jakiegoś czasu wszystko zaczęło się komplikować. Wszystko. - powtórzyłem. - Kłócimy się praktycznie za każdym razem kiedy ze sobą rozmawiamy i nikt z nas nie chce iść na kompromis, to chyba najgorsze. 
- To wszystko ? - spojrzała na mnie dziwnie. 
- Jest jeszcze praca. - spuściłem głowę. - Czuję, że jest ważniejsza niż ja.
- Harry przesadzasz. - skomentowała szybko. - Związek bez kłótni to nie związek, a po drugie nie możesz wymagać od Lou tylko i wyłącznie tego, że w jego życiu jest miejsce tylko na ciebie. Ono tam jest i to bardzo duże, ale są sprawy ważne jak praca i sprawy ważniejsze jak miłość, i właśnie Ty należysz do tych drugich. - chyba zrozumiałem. Wiedziałem, że to co powiedziała miało sens, tylko jeszcze nie wiedziałem jak użyć tego w życiu. Po niespełna trzydziestu minutach byłem w domu, na dole było ciemno, jedynie w jego pokoju świeciło światło. Otworzyłem delikatnie drzwi i spojrzałem w jego stronę. Pisał coś na laptopie, i sprawdzał jakieś papiery.
- Potrzebujesz czegoś ? - zapytałem z nadzieją, że chociaż na chwilę stanę się dla niego potrzebnym. 
- Spokoju. - odpowiedział oschle. Spojrzałem na niego jak zbity pies. Powiedział to ? Naprawdę to powiedział ? Czułem jak łzy napływają mi do oczu. Odwróciłem się na pięcie i trzasnąłem za sobą drzwiami. Przecież mu kurwa nie pokażę, że jestem tak cholernie słaby. Zszedłem do kuchni i zaparzyłem sobie herbaty, wziąłem ją do pokoju. Upiłem łyk i odstawiłem kubek na szklany stolik. Wziąłem do ręki mój pamiętnik i poszedłem do łazienki. Otworzyłem pamiętnik.

'' Cześć, to znowu ja...
Pewnie masz mnie dość, jak  wszyscy. 
Jestem CHOLERNIE CHOLERNIE CHOLERNIE mocno wkurwiony. 
Nie nie jest lepiej, śmiem twierdzić, że jest gorzej. 
Nic go nie interesuje poza tą pierdoloną pracą. Nic, ani NIKT. 
Może on potrzebuje czasu ? Przerwy ? 
Nie mam pojęcia co mam ze sobą zrobić. 
Jestem tu niepotrzebny... 
I wszyscy to wiemy. '' 

Wziąłem żyletkę i przejechałem nią w okolicach nadgarstka. Nie byłem normalny. Ciąłem się, ale nie tak często, nie miałem powodów. Ostatnie rany zagoiły się jakieś dwa tygodnie temu. Zrobiłem kolejne cięcie i kolejne, aż czułem, że tracę kontakt ze światem. Przymrużyłem oczy i zamknąłem pamiętnik, widząc jak kilka kropel krwi spadło na jego kartki. Usłyszałem pukanie do drzwi. 
- Hazz, otwórz. - przyszedł. Nie odpowiedziałem. - Chcę Cię przeprosić. Szczerze. 
- Idź sobie. - rzuciłem cicho. 
- Harry otwórz drzwi, albo sam je wyważę. 
- Nie chcę. 
- Harry proszę Cię ! - uniósł głos. 
- Zrobisz mi krzywdę ? - nie odpowiedział. Próbowałem podnieść się z podłogi co poskutkowało za trzecim razem. Zaciągnąłem rękaw bluzki na rany i otworzyłem drzwi. 
- Hazz przepraszam Cię... - wydukał cicho, ze spuszczoną głową. 
- Nie przepraszaj. - złapałem za jego podbródek - Po prostu więcej tego nie rób. - po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko otarłem. Mocno wtulił się w mój tors co ja szybko odwzajemniłem całując go w czubek głowy. Nagle złapał mnie za nadgarstek, chcąc tym samym gdzieś mnie zaprowadzić, ale ja syknąłem z powodu przeszywającego moje ciało bólu. 
- Puść. - zażądałem. Spojrzał na mnie przestraszony i szybko puścił mój nadgarstek. Spojrzał to na mnie, to moją rękę i postanowił podgiąć rękaw mojej bluzy. Przed moimi oczami pojawiła się scenka sprzed kilku miesięcy.

- Hazz , co z Tobą ? - powiedział mierząc mnie tymi cholernie niebieskimi i pociągającymi oczami .
- Przestań tak na mnie mówić ... osłabiasz mnie . - powiedziałem i spróbowałem ustać o własnych siłach . Udało się . I wszystko byłoby rewelacyjnie , gdyby nie ta jego biała koszulka. Chłopak przelotnie spojrzał w lustro a na białym materiale jego T-shirtu widniały czerwone plamy . Moja krew. Tommo spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem , po czym podszedł bliżej i podgiął mój rękaw do wysokości łokcia .
- Styles , dlaczego ? - zapytał cały czas niedowierzając .
- Przecież Ci kurwa nie powiem , że z Twojego powodu .


- Dlaczego to robisz ? 
- Wolę zadawać ból sobie, niż innym. - utkwiłem swój wzrok tępo w podłogę. 
- Spójrz na mnie. - powiedział, ale tego nie zrobiłem. - Spójrz na mnie. - powtórzył, i tym razem to zrobiłem.
- Nie chcę, żebyś cierpiał z mojego powodu... nie jestem tego wart. 


---------------
No i tak po koło dwóch miesiącach przerwy pojawia się nowy rozdział . 
Przepraszam za strasznie długą nieobecność. 
Nie będę tłumaczyć się szkołą czy czymś tam, po prostu nie chciało mi się nic pisać. 
Ale teraz OGŁASZAM WSZEM I WOBEC 
ROZDZIAŁY BĘDĄ POJAWIAŁY SIĘ O WIELE CZĘŚCIEJ . 
BO CO TYDZIEŃ. 
Dziękuję za komentarze ! :*:* ♥ 
Bardzo motywują. 
Dacie radę tak z 15 pod następnym rozdziałem ? :) haha ☻♥ 
Kocham Was BARDZO ! :* 









Szablon by S1K